Cytat na dziś: jak walczyć z wegetarianami
- 6 minut czytania - 1271 słów [Cytat na dziś] , [Medycyna] , [rant] , [gazeta wyborcza]Tyle tylko, że aby dostarczyć organizmowi tyle witaminy B6, ile jest w jednym kotlecie schabowym, trzeba zjeść pół kilograma czarnych porzeczek. W lecie jeszcze da się to zrobić, ale zimą? Długotrwały proces mrożenia degraduje o ok. 50 proc. zawartość tej witaminy. Zje pani co drugi dzień, bo takie jest zapotrzebowanie organizmu na tę witaminę, kilogram tych owoców? Wątpię.
– Prof. Agnieszka Wierzbicka, ekspertka kampanii “Polskie Mięso” w wywiadzie dla Gazety Wyborczej
Słuchaj, Gazeto, ja wiem że to jest w dziale “opinia”, ale przynajmniej dostaliście jakąś kasę od Związku Polskie Mięso? Serio, tak się nazywają. Związek Polskie Mięso. Ale to nic, jeszcze lepsze jest hasło reklamowe. “Białe czy czerwone? Pewne jest jedno. Polskie mięso.” Nie zmyślam. Tak czy owak, tekst powinien mieć podtytuł “płatna reklama”, bo bezstronnych opinii raczej tam nie znajdziecie.
Zacznijmy od faktów. Według zaleceń Instytutu Żywności i Żywienia, dzienna dawka witaminy B6 to nieco mniej niż 2mg. Według tabeli zawartości witaminy B6 z US Department of Agriculture, taką ilość zawiera pół kilo tłuczonych ziemniaków, garść suchej fasoli albo soczewicy, pół małej puszeczki Red Bulla, 300 g orzechów albo fistaszków, 150 g mąki sojowej, cztery banany… i tak dalej, i tak dalej. Innymi słowy: zapewnić dostateczną ilość witaminy B6 nawet przy diecie wegańskiej nie jest trudno, nie wspominając o wegetariańskiej. Czyli nope, nie trzeba jeść dwóch kilograma porzeczek dziennie. To oczywiście nie oznacza, że niedobór B6 u wegan nie może wystąpić: badania niemieckie wykryły, że wielu wegan ma zbyt niski poziom witaminy B6. Ale rezygnacja z hodowlanego mięsa jeszcze z nikogo nie uczyniła weganina.
A ile B6 zawiera jeden schabowy? …pół miligrama (w 100g). Czyli niewiele więcej, co TAKA SAMA ilość gotowanych ziemniaków (0,4 mg w 100g ziemniaków). Serio, jak zjesz schaboszczaka z ziemniakami, to więcej B6 zjesz z ziemniakami niż ze schabowym (o ile pamiętam stołówki z czasów studenckich).
Pani profesor wspomina jeszcze o żelazie i witaminie B12. Witaminy B12 potrzebujemy o rzędy wielkości mniej niż B6, bo tylko ok. 2 ug, ale właściwie jedynym dobrym jej źródłem w naszym pokarmie są produkty zwierzęce. Niedobór B12 faktycznie może być problemem dla wegan, ale już nie dla wegetarian, a w końcu w artykule mowa jest o niejedzeniu mięsa hodowlanego (szklanka mleka zawiera dość witaminy B12 na dwa dni). No i nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jest jednak etyczna różnica, czy je się świnię, czy krewetki. A weganie najczęściej jednak o potrzebie B12 wiedzą, dlatego różne wegańskie produkty zawierają dodatek B12 (źródłem której są bakterie), albo po prostu je się suplementy.
Rzeczywiście, różne problemy psychologiczne mogą wystąpić przy niedoborze B6 i B12, ale obok nich szereg innych objawów, które prawdopodobnie zauważymy wcześniej. Nie wiem, nie jestem lekarką ani dietetykiem, ale źródła sugerują że niedobór witaminy B6 w pierwszej kolejności wywołuje objawy takie jak pękanie skóry, wysypka, anemia, opuchnięty język. Już prędzej niedobór B12 rzeczywiście może wywoływać objawy w dużej mierze neurologiczne.
Żelazo (zalecane w ilości ok. 10mg dziennie dla mężczyzn i 18 mg dla kobiet) natomiast znajdziemy w licznych produktach roślinnych – w soi, fasoli, soczewicy… Nie wiem, jak pani profesor policzyła, że trzeba zjeść dwa kilo warzyw, żeby dostarczyć organizmowi potrzebnej ilości żelaza. Według NIH, wystarczy 150 g fasoli albo 100 g soczewicy [nieugotowanych]. Tym niemniej to prawda, że kobiety (które potrzebują go niemal dwa razy więcej niż mężczyźni, bo zalecane jest 18 mg dla kobiet, a 10 dla mężczyzn) są zagrożone niedoborem żelaza. To jednak nie znaczy, że muszą jeść “dwa kilo warzyw” dziennie.
Wywiad wogle jest pełen dobra. Hodowle zwierząt nie zużywają wody, bo zwierzęta produkują gnojówkę i wydychają parę wodną, więc woda jest używana, ale się nie zużywa. Czego nie rozumiecie? Rozumując podobnie, jeśli wyleję flaszkę whisky do kibla, to jej nie zużyję, bo przecież whisky nie zniknęła, tylko jest w kiblu. Że nie można jej użyć do czegoś innego, to już nie problem, czy jak?
Pani profesor wyśmiewa też pomysł, że gnojówka szkodzi. Jak nie będziemy jeść mięsa, to czym będziemy nawozić rośliny? Oczywiście, do całkowitego kolapsu produkcji mięsa w Polsce jest daleko jak do czegoś bardzo dalekiego, brak gnojówki nam raczej nie grozi. Póki co mamy odwrotny problem – zanieczyszczenie azotanami pochodzenia rolniczego oraz eutrofizacja rzek i jezior. Jeszcze lepiej: nadmierne nawożenie gnojówką w połączeniu z nadużywaniem antybiotyków w chowie zwierząt oznacza rozprzestrzenianie bakterii opornych na antybiotyki.
A wiecie, jakie choroby wywołuje nadmierna ilość mięsa? Otóż według pani profesor jest to tylko dna moczanowa (znana jako podagra, gdy dotyczy palców stóp), tzn. odkładanie się kwasu moczowego w stawach. Tymczasem w literaturze naukowej konsumpcja “czerwonego” mięsa (czyli np. wieprzowiny i wołowiny), zwłaszcza w postaci przetworzonej jest dobrze udokumentowanym czynnikiem ryzyka w chorobach wieńcowych, cukrzycy i raku jelita grubego. Nb fair is fair, pani profesor zaleca spożywanie 100 g mięsa dziennie, co w literaturze (o ile jestem w stanie stwierdzić) nie łączy się jeszcze z wysokim ryzykiem tych chorób. Tyle, że zważywszy na roczną konsumpcję samej wieprzowiny (nie licząc innych miąs) na poziomie jakichś 40 kg na głowę oznacza to, że ta zalecana dawka nawet w Polsce jest przez miliony ludzi wielokrotnie przekraczana. Notabene inne organizacje zalecają konsumpcję czerwonego mięsa w ilościach nie większych niż pół kilograma na tydzień (70g dziennie).
Układ pokarmowy człowieka jest ponad wszelką wątpliwość układem pokarmowym istoty wszystkożernej (choć niektórzy naukowcy twierdzą, że jesteśmy cucinivores – przystosowani do jedzenia gotowanych potraw). Nie jest prawdą, że jedzenie mięsa jest “nienaturalne” (cokolwiek by to nie miało znaczyć). Ale również nie jest prawdą, że niejedzenie mięsa (a zwłaszcza mięsa ssaków) jest nienaturalne. Że jeśli zrezygnujemy z mięsa całkowicie, ba, jeśli całkowicie zrezygnujemy nawet ze wszystkich produktów zwierzęcych to będziemy chorować. W tym ostatnim wypadku powinniśmy dbać o odpowiednie suplementy (takie jak witaminy) i tyle.
EDIT: Poprawiłem niektóre szczegóły i dodałem informację o zaleceniach na temat czerwonego mięsa oraz o antybiotykach i gnojówce. I jeszcze błędne zrównanie podagry z dną moczanową, oraz pomylenie mocznika z kwasem moczowym.
Wielkie podziękowania dla Damiana Parola za merytoryczne uwagi do tekstu! Jeśli coś się zgadza, to jest to jego zasługa, a jeśli nadal są błędy, to tylko moja wina.
Komentarze
Komentarz: Andrzej B., 2021-01-21 20:58:09:
W związku ze zużyciem wody: pani profesor nie jest płatną propagandzistką, bo przecież pieniądze jakie dostała w dalszym ciągu istnieją w obiegu.
Ta pani ma na koncie sporo takich występów, jak trochę poguglać. W tym gardłowanie na rzecz uboju rytualnego (http://laboratorium.tnb.pl/readarticle.php?article_id=6), co nie pozostawia wątpliwości, że w najmniejszym stopniu nie chodzi w ogóle o żywienie, tylko przemysł mięsny.
Ale najbardziej rozśmieszył mnie (w tym kontekście) cytat z drugiej ręki: https://infowire.pl/generic/release/451184/najzdolniejszy-mlody-naukowiec-z-sggw “- (…) Prof. dr hab. Agnieszka Wierzbicka – moja kierownik katedry, przyjmując mnie do pracy, powiedziała, żebym pamiętał, że bycie naukowcem, to nie jest praca, to jest powołanie”
Komentarz: January, 2021-01-21 21:55:25:
Tak, tego jest jeszcze więcej. Tym bardziej dziwię się, że się to w Gazecie znalazło.
Jeśli chodzi o ubój rytualny, to tutaj mam trochę dysonans poznawczy. Tzn. lektura prac Temple Grandin (np. tutaj; uwaga, lektura wymaga silnych nerwów) wyrobiła we mnie przekonanie że okrucieństwo w zabijaniu zwierząt zależy nie tyle od metody, co od wykonania. Tzn. możliwy jest ubój rytualny, w którym zwierzę naprawdę się nie stresuje ani nie cierpi, bo samo nacięcie nie musi boleć (wg Grandin). Co oczywiście nie znaczy, że tak się zawsze dzieje, ale to dotyczy każdego rodzaju uboju.
Jeśli nie słyszałeś o Temple Grandin, to przeczytaj ten artykuł, nie mam żadnej wątpliwości, że ona wie co mówi. Grandin uważana jest za autorytet w kwestii cierpienia zwierząt i zapewnienia im możliwie godnej i pozbawionej bólu śmierci nie tylko przez hodowców bydła, ale nawet przez PETA i inne organizacje walczące o prawa zwierząt.
Ale generalnie to jak czytam szczegóły o uboju czy rytualnym czy nie to wiem, że już raczej nie wrócę do jedzenia mięsa.