Facebook i GW
- 2 minut czytania - 405 słów [Nauka] , [rant]Wojciech Orliński wspomina w swoim artykule w dzisiejszej GW o mojej notce poświęconej Facebookowi. Jest mi szalenie miło i w ogóle artykuł bardzo mi się podoba, ale ponieważ jestem upierdliwym starcem, to przyczepię sie do dwóch rzeczy.
Dlaczego “naukowców” wziąłem w cudzysłów? Bo to nawet nie był eksperyment prowadzony i nadzorowany przez naukową instytucję. Taką, w której nie wolno “krzyżować krowy z ośmiornicą”.
To kaprys Core Data Science Team, wewnętrznej korporacyjnej komórki Facebooka. Do eksperymentu dopuszczono wprawdzie dwóch naukowców z zewnątrz, ale pracowali pod nadzorem Adama Kramera, głównego autora publikacji i korporacyjnego menedżera.
Moim zdaniem jest to trochę zdejmowanie odpowiedzialności z obojga naukowców, Jamie E. Guillory (obecnie z UCSF, w czasie pisania pracy była studentką na Cornellu) i prof. Jeffrey T. Hancocka z Cornella. Oboje musieli zaakceptować i podpisać dokument stwierdzający, że zgadzają się z treścią artykułu. Całą treścią. Każdy z autorów prac naukowych przejmuje odpowiedzialność za wszystko, co ten artykuł stwierdza, nie może sie przy tym zasłaniać starszeństwem innego autora – bo Kramer rzeczywiście był i pierwszym, i korespondencyjnym autorem pracy. Zresztą Hancock sam jest autorem wielu podobnych prac.
Natomiast rzeczywiście Cornell umył ręce od strony etycznej eksperymentu – Institutional Review Board Cornella stwierdził, że skoro Facebook przeprowadził eksperyment w celach wewnętrznych, to nie podlega zasadom ochrony osób poddawanych badaniom naukowym (Human Research Protection Program) stosowanym na uniwersytecie Cornell.
Po drugie, wspólne pisanie pracy naukowej przez osobę zatrudnioną w prywatnej firmie, a nawet wyłącznie przez wydział R&D (Research and Development) jakiejś firmy to też nie jest samo w sobie nic zdrożnego. Wiele firm posiada znakomite laboratoria i produkuje znakomitą naukę, często na wyższym poziomie niż w rożnych instytucjach akademickich (bo np. firmy podlegają często dużo większym ograniczeniom i kontrolom, więc muszą się bardziej starać). Współautor z firmy nie umniejsza rangi pracy, jeśli praca jest dobra.
Wkurza mnie natomiast to, że gdybym ja coś takiego zrobił z próbkami krwi czy RNA (bo nawet nie DNA!) pobieranymi od pacjentów, to już bym pakował manatki – najbardziej intymne, najbardziej prywatne wiadomości przesyłane przez Facebooka mają gorsze prawne zabezpieczenie przed nadużyciami niż próbki plwociny albo moczu zdrowego dawcy. Ba! Firmy farmaceutyczne, z którymi współpracujemy, mają nieporównanie wyższe standardy jakości prowadzenia dokumentacji, przeprowadzania analiz statystycznych i tak dalej – muszą się bardziej pilnować w etycznym traktowaniu pacjentów i osób biorących udział w testach klinicznych niż my, w światku akademickim. W przypadku Facebooka jest na odwrót.
Ale najbardziej wkurza mnie to, że taki badziew ukazał się w PNAS.