Sfery nieuczesane i Janusz Korwin-Mikke (tl;dr)
- 19 minut czytania - 3844 słów [Nauka] , [Misc] , [rant] , [tl;dr]Janusz Korwin Mikke na swoim blogu przytacza pocieszną anegdotę o tym, jak zdawał egzamin z topologii:
*Teraz tylko dla matematyków: w czasie sesji egzaminacyjnej u śp.Karola Borsuka wpadłem na chwilę na IX piętro PKiN, gdzie mieścił się Wydział Matematyki - bo umówiłem się z jedna panną (już wspominałem, że dziewczyn była u nas większość?). Trafiłem na grono siedzące przed drzwiami. Drzwi się otworzyły - i wyleciała taka jedna, zapłakana. “Dwója?” - “Kazał przyjść jeszcze raz…” - tu druga musiała już wejść - “A o co Cię pytał?” “Czy punkt jest zbiorem otwartym - czy domkniętym?” “I co powiedziałaś?” “Że domkniętym…” - w tym momencie otwierają się drzwi i wylatuje druga; z tym samym efektem. Trzecia wchodzi śmiało - i za chwilę wylatuje z płaczem - “O co Cię pytał?” - “Czy punkt jest otwarty, czy domknięty…” - “I powiedziałaś, że otwarty?” - “Oczywiście!” - “I co?” - “I wyrzucił…”
W tym momencie żadna nie chciała już wejść do jaskini lwa (to znaczy: borsuka), więc wepchnęły mnie, choć jako żywo egzamin miałem wedle planu zdawać nazajutrz. Jak stałem, w jeansach, sandałach i rozchełstanej koszuli z krótkimi rękawami pojawiłem się w gabinecie. “To jak z tym punktem?” pyta z miejsca prof.Borsuk. “Zależy, w jakiej przestrzeni” - odpowiedziałem wzruszając ramionami. “Postawię piątkę pod jednym warunkiem: nie piśnie Pan nic tym idiotkom na korytarzu”.*
Prof. Karol Borsuk stworzył też grę Superfarmer
*Na obrazku: *
Anegdota łączy w sobie dwie charakterystyczne cechy jej autora: olbrzymie ego i przekonanie o tym, że kobiety nie nadają się do matematyki. W świetle tego, o czym napiszę na końcu tej notki, jest niezwykle pocieszna i uśmiecham się za każdym razem, gdy ją sobie przypominam – obawiam się jednak, że niezgodnie z intencjami autora.
Nie będę tłumaczył, o co pytał profesor Borsuk (kto ciekawy i nie wie, niech sprawdzi definicję przestrzeni topologicznej i bardzo prościutkie przykłady przestrzeni dyskretnej i niedyskretnej). Na razie jednak cofnę się sześćdziesiąt lat, by opowiedzieć o czymś zupełnie innym. W odróżnieniu od autora anegdoty, poniższy tekst przeznaczam dla wszystkich, tylko nie dla matematyków.
Wyobraźmy sobie okrąg porośnięty włosami. Jak wiadomo, włosy mogą być zmierzwione, albo uczesane. Taki okrąg można ładnie uczesać na dwa różne sposoby – zgodnie lub niezgodnie z ruchem wskazówek zegara:
Okrąg pod wieloma względami przypomina sferę (czyli powierzchnię kuli, balonik). Ale okazuje się, że balonika porośniętego włosami już się tak ładnie uczesać nie da – pojawi się łysinka:
Nawiasem mówiąc, okrąg można zrobić z jednego kawałka drutu. Należy go ułożyć na kartce papieru, wygiąć i złączyć końce:
Sferę zaś można zrobić z dwóch blaszanych kółek. Bierzemy kółka, wytłaczamy je na kształt miski (bądź półkuli) i łączymy brzegi:
Widać już do czego to prowadzi. Bierzemy trzy metalowe kulki, wyginamy je w czwartym wymiarze i łączymy powierzchniami… Rysunek ilustrujący ten proces jest zbyt duży, żeby zmieścić się na tym blogu. Dość, że okrąg i balonik to konkretne przypadki znacznie bardziej ogólnego pojęcia sfery (inna rzecz, że zważywszy zasługi polskiej szkoły topologii, dowcip o tym, jak to Polak jedną metalową kulkę zgubił, a drugą zepsuł, nabiera zgoła innego sensu). Okrąg to sfera jednowymiarowa, a balonik – sfera dwuwymiarowa. Moment, jak to – przecież balonik istnieje w trzech wymiarach?
Powierzchnia naszej planety jest – w dużym uproszczeniu – sferą. Nam, malutkim w porównaniu do całej planety, wydaje się czasem, że chodzimy po płaskiej, dwuwymiarowej powierzchni. Jednak z daleka widać, że Ziemia jest kulą, a powierzchnia jej – sferą. Matematycy mówią, że taka sfera lokalnie, w otoczeniu każdego punktu, ma właściwości dwuwymiarowej przestrzeni Euklidesowej. Dlatego więc balonik to sfera dwuwymiarowa, okrąg to sfera jednowymiarowa, a sklejenie w czwartym wymiarze trzech kul – to sfera trójwymiarowa.
Włochaty okrąg można “ładnie” uczesać, próba uczesania włochatej sfery kończy się pojawieniem łysiny. Rzecz ciekawa, sferę trójwymiarową (tą zrobioną z trzech kulek, istniejącą w przestrzeni czterowymiarowej) można uczesać równie łatwo jak okrąg – bez łysinek. W ogólności, jeśli sfera jest 2-, 4-, 6- itd. wymiarowa, to pojawiają się łysinki; a jeśli jest 1-, 3-, 5- itd. wymiarowa, to można ją uczesać “na równo”.
Gdyby na włochatym, ładnie uczesanym okręgu znalazła się pchła, to idąc zawsze z włosem dotarłaby w końcu do tego samego punktu, z którego zaczęła. Na powierzchni włochatego balonika już mogłoby być różnie: pchła, która znalazłaby się w łysince, nie wiedziałaby dokąd iść. Pytanie, które sformułowano w 1950 roku ("The Seifert conjecture" – dziw, że Ludlum nie napisał książki o tym tytule) brzmi: czy pchła idąca z włosem na ładnie uczesanej, włochatej sferze trójwymiarowej zawsze wróci do punktu wyjścia?
Hipoteza nie brzmi bardzo skomplikowanie nawet, jeśli sformułować ją (nie do końca prawidłowo) językiem matematyki (na 3-sferze każde gładkie, niezerowe pole wektorowe jest periodyczne) – no ale wiadomo, że nawet pozornie proste problemy mogą mieć nietrywialne rozwiązania. A wbrew pozorom, problem wcale nie jest taki abstrakcyjny. “Włosy” to pola wektorowe, “łysinki” to punkty stałe w pewnego rodzaju układach dynamicznych. Jest więc, poza matematykami, jeszcze jedna grupa ludzi żywo zainteresowanych jego rozwiązaniem. Należało hipotezę albo udowodnić, albo znaleźć kontrprzykład dowodzący jej błędności.
W roku 1972 podano pierwszy kontrprzykład, jednak chodziło o sferę o brzydkiej fryzurze (Schweitzer 1972: kontrprzykład dla ciągłego pola wektorowego). Kontrprzykład przy nieco ładniejszej fryzurze podano w 1985 (Harrison 1985: dwukrotnie różniczkowalne pole wektorowe). Wreszcie w 1994 podano słynny już dziś kontrprzykład falsyfikujący ogólną wersję hipotezy (Kuperberg 1994: gładkie, a więc nieskończenie różniczkowalne pole wektorowe). Co więcej, okazało się, że kontrprzykład ten jest sam w sobie niezwykle ciekawy – ale to już inna historia.
Tu właśnie powracamy do Janusza Korwina-Mikke i jego poglądów. Otóż normalny człowiek nie zastanawia się, jakiej płci byli Seifert, Schweitzer, Harrison czy Kuperberg – tak jak w tym dowcipie o dwóch dyrygentach. Ponieważ człowiek, który przejmuje się poglądami Korwina-Mikke na tyle, żeby robić o tym wpis na blogu z całą pewnością normalny nie jest, napiszę coś więcej o tych czterech osobach.
Karl Johannes Herbert Seifert był niemieckim topologiem, następcą Heinricha Liebmanna na uniwersytecie w Heidelbergu – po tym, jak ze względu na pochodzenie Liebmann został zmuszony odejść na wcześniejszą emeryturę. Sam Seifert podobno również został zmuszony do objęcia katedry; był jednym z nielicznych profesorów uniwersytetu w Heidelberg, którzy nie zostali usunięci przez aliantów po zakończeniu wojny.
Paul A. Schweitzer urodził się w Nowym Jorku, zrobił doktorat z matematyki w Princeton, jest topologiem i profesorem na uniwersytecie katolickim w Rio. Oprócz tego jest księdzem i jezuitą, dość szczegółowo można o tym poczytać w wywiadzie jakiego udzielił dla “New England Jesuit Oral History Program”.
Jenny Harrison jest, niespodzianka, topolożką - i profesorką na UC Berkeley, urodziła się w Atlancie, stan Georgia. W roku 1989 pozwała UC Berkeley oskarżając uczelnię o dyskryminację ze względu na płeć (chodziło o uzyskanie pełnej profesury – tenure). W 1993 doszło do ugody, a panel siedmiu recenzentów jednogłośnie zarekomendował ją do otrzymania pełnej profesury, uznając jej zasługi w dziedzinie topologii.
Krystyna Kuperberg urodziła się w Polsce, studia matematyczne rozpoczęła na UW w 1962. Zafascynowała ją topologia, którą wykładał profesor Karol Borsuk – ten z przytoczonej powyżej anegdoty. W roku 1969 wraz z mężem, Włodzimierzem Kuperbergiem (także topologiem) opuściła Polskę. Jest profesorką matematyki na uniwersytecie w Auburn, stan Alabama.
Janusz Korwin-Mikke matematykę studiował na UW przez dwa lata. Nie wiem dokładnie, czy wyleciał ze studiów ze względu na oblany egzamin, czy też po tym, gdy – jak sam twierdzi – “nie spodobał mu się jeden z przedmiotów”, więc – jak każdy myślący student, który na studiach napotyka na przedmiot, jaki mu nie leży – zacisnął zęby, po czym… nie przyszedł na egzamin i zakończył studia.
Bibliografia:
Seifert, H. (1950). Closed Integral Curves in 3-Space and Isotopic Two-Dimensional Deformations Proceedings of the American Mathematical Society, 1 (3) DOI: 10.2307/2032372
Schweitzer, P. (1974). Counterexamples to the Seifert Conjecture and Opening Closed Leaves of Foliations The Annals of Mathematics, 100 (2) DOI: 10.2307/1971077
Harrison, J. (1985). Continued fractals and the Seifert conjecture Bulletin of the American Mathematical Society, 13 (2), 147-154 DOI: 10.1090/S0273-0979-1985-15400-X
Kuperberg, K. (1994). A Smooth Counterexample to the Seifert Conjecture The Annals of Mathematics, 140 (3) DOI: 10.2307/2118623
Porównanie wektorów do uwłosienia zaczerpnąłem z artykułu Barry’ego Cipry "(Vector) Fields of Dreams" (“What’s happening in mathematical sciences”, 1994, Vol.2, p. 47), poświęconego odkryciu Krystyny Kuperberg.
Komentarze
Komentarz: bart, 2010-07-30 13:16:46:
He back!
Komentarz: telemach, 2010-07-30 14:09:52:
Fenomenalne.
U saved my day.
Komentarz: alexirin, 2010-07-30 15:03:05:
kon trojanski Mosadu zostal wpuszczony w organizm polskiej gospodarki
[– link wyrzucono jako spam – ztrewq ]
Komentarz: Nachasz, 2010-07-30 15:13:35:
Umraþma ŝinaƿi ȝuhuŕa ŝkarã.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-30 15:58:52:
Drogi alexirinie,
z chęcią przywrócę link, który podałeś, jeśli uzasadnisz związek między moją notką a swoim wpisem.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-30 16:01:01:
A bez metafor?
Komentarz: Nachasz, 2010-07-30 16:27:35:
A nic szczególnego, tylko flejma chciałem zażec.
Komentarz: alexirin, 2010-07-30 17:29:26:
Nazywam się January Weiner, pracuję w jednym z Instytutów Maxa Plancka w Niemczech a jak wiesz w Polsce dokonała się prywatyzacja stoczni a dokładniej (jej brak) ma to taki związek z tobą i twoim krajem że niemieckie stocznie uzyskały intratne kontrakty a polskich już nie ma podziękuj pruskiemu rudemu agentowi za to
Komentarz: Nachasz, 2010-07-30 17:35:53:
Jakie Prusy? Przecie dokonaliśmy ich rozbioru.
Komentarz: alexirin, 2010-07-30 17:41:56:
rudy pochodzi z dawnych terenów pruskich
Komentarz: Nachasz, 2010-07-30 17:46:11:
No cóż, w zasadzie to chciałbym oddać Śląsk, Łużyce Górne i Dolne oraz Hrabstwo Kłodzkie Czechom.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-30 18:10:24:
Nie nazywasz się tak, wiedziałbym o tym.
Nadal nie wiem, jaki związek z moją notką mają te komentarze, dlatego uprzejmie proszę Cię, żebyś powstrzymał się od wszelkich komentarzy nie na temat, a zwłaszcza tych pisanych białym wierszem.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-30 18:12:16:
Yep :-) Twoja notka mnie zmotywowała.
Komentarz: kwik, 2010-07-30 20:19:49:
Naprawdę nie miałeś ładniejszego zdjęcia Janusza?
Komentarz: ekolog, 2010-07-30 20:31:35:
Zaraz kolegę prześwietlimy, czy jest genetycznym patryjotom w obu liniach przynajmniej 10 pokoleń wstecz. #ttdkn, czy gotowi jesteśmy uruchomić oprogramowanie namierzające, byb ustalić dokładną lokalizację tego komentatora? Najlepiej od razu ze zrzutem bazy danych, będzie wiadomo z kim mamy do czynienia. Pełne info (najlepiej od razu też z wykształceniem) proszę przesłać na tajną listę. Dziękuję, wyłączam się.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-30 21:43:26:
Nie miałem lepiej pasującego do kontekstu :-P
Komentarz: andsol, 2010-07-30 23:51:40:
Przypuszczam, że w zacytowanej rozmowie prof. Borsuka z prawie-matematykiem JK-M mocnym punktem jest wzruszenie ramion. Z jedej strony jeden z największych polskich uczonych, z drugiej swobodnie wzruszający ramionami, wyluzowany acz skromny JK-M. We tle Chór Płaczących Idiotek.
A ciepłych słów o prof. Kuperberg (i jej dwóch matematycznych mężczyznach w rodzinie) nigdy za dużo. Światowa klasa.
Komentarz: Karaluchy, koty i zmiana klimatu « Remote sensing i ekologia, 2010-07-31 04:47:57:
[…] W międzyczasie bart napisał kolejny elaborat; nawet ztrewq wrócił do świata żywych, tłukąc buca prosto w łysinę. Postanowiłem więc zrobić serię opartą na ciągu myślowo-poszukiwawczym – ta jest […]
Komentarz: wo, 2010-07-31 10:15:25:
“z chęcią przywrócę link, który podałeś, jeśli uzasadnisz związek między moją notką a swoim wpisem.”
Ciekawe, czy jakbym miał techniczną możliwość edytowania komentarzy takich łosi, to bym tak pieszczotliwie edytowal jak Ty - czy jednak zwyczajnie bym wycinał i banował, po prostu z lenistwa?
PS. Anegdota o dyrygentach wydaje mi się w ogólności głupia i odwołuje się do ideału, który jest charakterystyczny dla krajów komunistycznych, ale na pewno nie dla nowojorskich muzyków - żeby mniejszościom pozwolić chociaż ukrywać swoją odrębność tak, aby zaszczute jak małe myszki, mogły sobie udawać, że są takie same jak większość. W realnym lajfie nowojorski dyrygent wiedziałby, że jakiś jego kolega nie chce pracować w szabas i gdy orkiestra gdzieś leci w delegację, trzeba zamówić osiem posiłków koszernych, sześć wegetariańskich, pięć halal i dwa bezglutenowe.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-31 10:29:30:
Ciekawe, czy jakbym miał techniczną możliwość edytowania komentarzy takich łosi, to bym tak pieszczotliwie edytowal jak Ty – czy jednak zwyczajnie bym wycinał i banował, po prostu z lenistwa?
Jakbym miał tyle komentarzy pod każdą notką, co Ty, i równie często notki, to też bym się pewnie nie bawił w uprzejmości. Ale mam ten komfort, że mogę plonkowanie minimalizować. Mnie w ogóle nie odpowiada blogowy system filtrowania – ja tam tęsknię za Usenetem, gdzie każdy ma swój własny kaef.
W realnym lajfie nowojorski dyrygent wiedziałby, że jakiś jego kolega nie chce pracować w szabas i gdy orkiestra gdzieś leci w delegację, trzeba zamówić osiem posiłków koszernych, sześć wegetariańskich, pięć halal i dwa bezglutenowe.
Mówimy o tym realnym lajfie, w którym nowojorski dyrygent jest odpowiedzialny za zamawianie posiłków?
Komentarz: sheik.yerbouti, 2010-07-31 11:33:08:
Zdjęcie cudownie maniakalne, powinni publikować wyłącznie takie zdjęcia JKM, wszędzie!
Komentarz: ztrewq, 2010-07-31 11:44:54:
Mnie się kojarzy z prastarą okładką Titanica z Rudolfem Sharpingiem (zanim zgolił brodę): choroba szalonych krów – teraz także u kóz!
Komentarz: wo, 2010-07-31 13:16:37:
“Mówimy o tym realnym lajfie, w którym nowojorski dyrygent jest odpowiedzialny za zamawianie posiłków?”
Przecież osoba w anegdocie ma być szefem orkiestry. Jeśli Twój szef jeszcze nie wie, który z jego podwładnych jest wegetarianinem, to raczej to zauważy podczas pierwszego wspólnego wyjazdu na sympozjum.
Komentarz: andsol, 2010-07-31 15:21:33:
O dyrygentach i głupich anegdotach. Okropnie dawno temu słyszałem ją w dużo sensowniejszym (dla mnie) wydaniu. Miała to być Orkiestra Polskiego Radia na swoim pierwszym wyjeździe na Zachód po 1956, do Londynu. Dziennikarz BBC zahaczył o polski antysemityzm. Dyrygent miał skontrować: “o proszę, tamta skrzypaczka w drugich skrzypcach to Żydówka, klarnecista to Żyd…”. Na co miała paść owa sensowniejsza (dla mnie) rekontra: “jeśli pan pamięta kto tu jest Żydem to dostałem odpowiedź na moje pytanie”.
Komentarz: ztrewq, 2010-07-31 16:04:42:
Przecież osoba w anegdocie ma być szefem orkiestry. Jeśli Twój szef jeszcze nie wie, który z jego podwładnych jest wegetarianinem, to raczej to zauważy podczas pierwszego wspólnego wyjazdu na sympozjum.
Może zauważy, a może nie. Może Żyd jest pobożny i nie je wieprza, a może nie. Może zapamięta, a może nie. Odpowiedź “nie wiem” nie oznacza w tym kontekście dla mnie “wyznanie i pochodzenie członków zespołu są tajemnicą”, ani nawet “nie mam informacji o żadnym członku zespołu”.
A gdybym miał szefa, który pamięta ilu dokładnie w zespole kilkudziesięciosobowym ma wegetarian (bo sam rezerwuje knajpę), to bym go zmienił na kogoś, kto nie zawraca sobie gitary głupstwami, nie jest control freakiem i umie delegować. Szef zespołu nie jest od układania menu, chyba że w sensie przenośnym – menu dla ucha.
Komentarz: wo, 2010-08-01 10:24:06:
“Szef zespołu nie jest od układania menu”
Ale to tylko znaczy, że odpowiednią wiedzę ma jego asystentka. Która owszem, rezerwuje te bilety lotnicze. I ona już wtedy bardzo dokładnie wie, kto jest wege, kto koszer, kto halal a kto bezglutenowy. A że dobry szef wie to, co wie jego asystentka, to wracamy do punktu wyjścia.
Szef orkiestry - owszem - musi wiedzieć, który jego muzyk nie może wystąpić w dany dzień w kalendarzu. Podobnie jak szef zespołu badającego jakieś strasznie naukowe naukowości musi wiedzieć, że docent Hudefak przechodzi właśnie wyjątkowo bolesny rozwód, więc nie należy mu w tym roku zlecać prowadzenia seminarium dla junior fellows (itd.).
Cała ta anegdota odwołuje się do wizji mniejszości żyjącej w głębokiej konspirze, udającej przynależność do większości - jako czegoś pozytywnego. Ja rozumiem, że dla ludzi w totalitaryzmie to jest postęp w porównaniu do holocaustu czy marca 1968, ale warto sobie uświadomić, ze na standardy nowojorskie, it just doesn’t cut it.
Komentarz: ztrewq, 2010-08-01 13:36:58:
I ona już wtedy bardzo dokładnie wie, kto jest wege, kto koszer, kto halal a kto bezglutenowy.
Nie chce mi się powtarzać tego, co już napisałem.
A że dobry szef wie to, co wie jego asystentka, to wracamy do punktu wyjścia.
Np. ile koszernych dań zamówiono w restauracji? Control freak.
Cała ta anegdota odwołuje się do wizji mniejszości żyjącej w głębokiej konspirze
Cała ta anegdota odwołuje się do wizji społeczeństwa, w którym pochodzenie nie odgrywa dużej roli. Ale suit yourself.
Komentarz: alexirin, 2010-08-01 20:54:58:
NIEPŁACENIE PODATKÓW JEST SEXY!!
[NSFW – przyp. ztrewq; zostawiam, bo już Nachasz skomentował] http://alexirin.wordpress.com/2010/08/01/nieplacenie-podatkow-jest-sexy/
Komentarz: Nachasz, 2010-08-01 21:10:41:
Z cyklu “Życie erotyczne prawaków”.
Komentarz: wo, 2010-08-02 07:20:05:
“Np. ile koszernych dań zamówiono w restauracji? "
W restauracji akurat nie, ale asystentka szefa orkiestry prawdopodobnie choć raz rezerwowała tej orkiestrze bilety lotnicze.
“Cała ta anegdota odwołuje się do wizji społeczeństwa, w którym pochodzenie nie odgrywa dużej roli.”
“Nie odgrywa dużej roli” to jedna kwestia, a “ludzie starają się je ukrywać” to drugie. Mniejszościowe pochodzenie przeważnie jakoś tam się uzewnętrznia - akcentem, ubiorem, zwyczajami, dietą. Mi jest bliska wizja społeczeństwa mniej więcej takiego jak na Manhattanie czy w Londynie, gdzie ludzie tego nie próbują przesadnie ukrywać, tylko paradują w swoich sikhijskich turbanach, jarmułkach czy koszulkach z Janem Pawłem II.
Komentarz: ztrewq, 2010-08-02 07:33:18:
W restauracji akurat nie, ale asystentka szefa orkiestry prawdopodobnie choć raz rezerwowała tej orkiestrze bilety lotnicze.
Whatever. Powiedzmy, że przyjmę ten argument, jeśli przedstawisz mi rozsądny argument na rzecz tezy, że – powiedzmy – co namniej 90% nowojorskich Żydów grających w orkiestrach jada tylko kosher, szanuje szabes itp. Bo jeśli nie, to nawet control freak studiujący wszystkie listy obecności będzie miał niepełne informacje.
Mi jest bliska wizja społeczeństwa mniej więcej takiego jak na Manhattanie czy w Londynie, gdzie ludzie tego nie próbują przesadnie ukrywać
Dokładnie, mnie również. I własnie w takim wypadku szef dużego zespołu będzie może wiedział o paru osobach, jakie jest ich pochodzenie (bo akurat paru przychodzi na próby w jarmułkach albo je kosher), ale nie będzie w stanie odpowiedzieć, ilu ma Żydów w zespole – bo ta wiedza wymagałaby szczególnego podejścia, zapamiętywania szczegółów (które na Manhattanie czy w Londynie nie są ważne), wręcz prowadzenia ewidencji – czyli właśnie tego, co robi ten drugi dyrygent.
Wydaje mi się, że w tej bliskiej nam wizji społeczeństwa tylko ekstremalny control freak jako szef dużego zespołu będzie w stanie odpowiedzieć na takie pytanie inaczej niż “nie wiem”.
Komentarz: ztrewq, 2010-08-02 07:44:23:
Panie alexirin, to już jest zwykły spam. Żegnam.
Komentarz: wo, 2010-08-02 19:03:12:
" Powiedzmy, że przyjmę ten argument, jeśli przedstawisz mi rozsądny argument na rzecz tezy, że — powiedzmy — co namniej 90% nowojorskich Żydów grających w orkiestrach jada tylko kosher, szanuje szabes itp.”
Argumentów rozstrzygających w tego typu dyskusjach oczywiście nie ma w ogóle. Pośredni - oparty o pogaduszki z różnymi nowojorczykami - jest taki, że dla Nowojorczyka “Żyd” w praktyce oznacza osobę rzeczywiście utoższamiającą się z żydowską wspólnotą. “Żyd” w sensie norymbersko-marcowo-stalinowskim (czyli osoba udająca członka innej narodowości, którą jednak demaskujemy na podstawie wykrycia Obrzezanego Pradziadka) dla niego będzie po prostu Polakiem, Francuzem czy Amerykaninem wreszcie.
To jest charakterystyczne dla prac Marci Shore i Tima Snydera na temat braci Bermanów. Oni - ponieważ są Amerykanami - uważają, że bracia Berman wybrali sobie dwie różne narodowości, polską i żydowską. Polak powie raczej, że obaj Bermanowie byli Żydami, tyle że jeden wyjechał do Izraela a drugi nie.
Komentarz: Jubal, 2010-08-02 20:20:14:
Argumentów rozstrzygających w tego typu dyskusjach oczywiście nie ma w ogóle. Pośredni – oparty o pogaduszki z różnymi nowojorczykami – jest taki, że dla Nowojorczyka „Żyd” w praktyce oznacza osobę rzeczywiście utoższamiającą się z żydowską wspólnotą.
Czyli, wedle Twojego hipotetycznego Nowojorczyka, nie ma Żydów niereligijnych? A może Twój hipotetyczny Nowojorczyk mówiąc o żydowskiej wspólnocie nie miał jednak na myśli jedynie wspólnoty religijnej?
Komentarz: ztrewq, 2010-08-03 09:46:12:
Argumentów rozstrzygających w tego typu dyskusjach oczywiście nie ma w ogóle.
Między innymi dlatego właśnie nie pisałem o argumentach rozstrzygających.
dla Nowojorczyka „Żyd” w praktyce oznacza osobę rzeczywiście utoższamiającą się z żydowską wspólnotą.
Wydaje mi się, że możesz się mylić, bo “utożsamianie się z żydowską wspólnotą” (albo przyznawanie się do Jewish ethnicity) raczej sugeruje mi czytanie The Jewish Week niż jedzenie kosher, ale nie będę się spierał. Nowego Jorku ani Stanów nie znam i nie zanosi się, żebym poznał. Przyjmuję więc Twój argument.
„Żyd” w sensie norymbersko-marcowo-stalinowskim (czyli osoba udająca członka innej narodowości, którą jednak demaskujemy na podstawie wykrycia Obrzezanego Pradziadka) dla niego będzie po prostu Polakiem, Francuzem czy Amerykaninem wreszcie.
Um, OK, widzę, gdzie jest nieporozumienie. Milczącą założyłem, że dyrygent nowojorskiej orkiestry wie, czym się objawia antysemityzm (na przykład zaglądaniem w gacie pradziadka) i dokładnie wie, co ma na myśli jego rosyjski czy polski kolega.
Założyłem tak, bo dla mnie dyrygent orkiestry w Nowym Jorku kojarzy się silnie z Jamesem Levinem, Lorinem Maazelem, Leonardem Bernsteinem i Zubinem Mehtą (nie jest Żydem, ale ma silne związki z Izraelem).
Poza tym – żyję w zachodnioeuropejskiej cywilizacji śmierci. Tutaj bywa się jednocześnie Niemcem, Polakiem i Żydem, i nikogo to specjalnie nie dziwi. Można mówić o swoim obrzezanym pradziadku (ja tam mówię), można mieć to gdzieś. Nie ma szans, żeby mój szef w jakimkolwiek kontekście mógł odpowiedzieć inaczej niż “Nie wiem”.
Komentarz: wo, 2010-08-03 10:26:51:
@jubal “Czyli, wedle Twojego hipotetycznego Nowojorczyka, nie ma Żydów niereligijnych? "
Po prostu różni ludzie co innego rozumieją przez (pozornie) to samo słowo. “Żyd” w Mitteleuropie budzi pierwsze skojarzenia z kimś, kto nazywa się wprawdzie Jan Kowalski, i z pozoru jest stuprocentowym Polakiem-katolikiem ale krążą plotki na temat prawdziwego nazwiska jego prapradziadka. W Nowym Jorku budzi pierwsze skojarzenie z kimś, kto jednak - nawet jeśli skądinąd jest ateistą - to chce, by jego ślub prowadził rabin.
@ztrewq " Milczącą założyłem, że dyrygent nowojorskiej orkiestry wie, czym się objawia antysemityzm (na przykład zaglądaniem w gacie pradziadka) i dokładnie wie, co ma na myśli jego rosyjski czy polski kolega.”
I właśnie dlatego nie lubię tej anegdoty, bo ona wymaga rzeczywiście zrobienia tego dodatkowego założenia. Które wielu mieszkańców naszej okolicy geograficznej robi automatycznie, nawet sobie nie uświadamiając, ze to jest pewne dodatkowe założenie (które może być niezrozumiałe z perspektywy, na przykład, Nowego Jorku).
“Założyłem tak, bo dla mnie dyrygent orkiestry w Nowym Jorku kojarzy się silnie z Jamesem Levinem, Lorinem Maazelem, Leonardem Bernsteinem i Zubinem Mehtą (nie jest Żydem, ale ma silne związki z Izraelem).”
Zauważ, że to są ludzie, którzy tego nie ukrywają. Im nie musisz sprawdzać pradziadków, wystarczy być zaproszonym na ślub. Albo nawet bar micwę siostrzeńca. Otóż szef dużej instytucji nawet nie musi być “control freakiem”, żeby być zaproszonym lub po prostu wypełniać wniosek urlopowy związany ze ślubem, bar micwą albo innym kafeafuhh (jedyne co umiem powiedzieć po hebrajsku).
Komentarz: wo, 2010-08-10 17:35:05:
Mam nadzieję, że zaglądasz czasem do wygasłych dyskusji. Czytam “The Crosses of Auschwitz” Genevieve Zubrzycki o Świtoniu na żwirowisku. Na stronie 16 tam jest przypis 23, w którym autorka wyjaśnia zachodniemu czytelnikowi, w jakim znaczeniu w tej książce będzie używać określeń “Polacy” i “Żydzi”, bo środkowoeuropejskie znaczenie jest nieintuicyjne dla Amerykanina. Taki mały duszek ze schodów.
Nie wiem czy masz pod ręką humanistyczną bibliotekę, mogą to mieć na jakiejś slawistyce.
Komentarz: ztrewq, 2010-08-10 17:46:50:
Przy tej liczbie komentarzy i filtrowaniu w gmailu mogę sobie jeszcze pozwolić na alert e-mailowy.
Przyszło mi do głowy, że kiedy pierwszy raz słyszałem tę anegdotę – przed trzydziestu prawie laty – sytuacja mogła być trochę inna niż teraz, przynajmniej jeśli chodzi o rozumienie natury antysemityzmu.
Komentarz: Sfery nieuczesane i Janusz Korwin-Mikke (tl;dr) « Biokompost « Anegdoty, 2010-09-05 07:06:30:
[…] Czytaj więcej: Sfery nieuczesane i Janusz Korwin-Mikke (tl;dr) « Biokompost […]
Komentarz: Sfery nieuczesane i Janusz Korwin-Mikke (tl;dr) « Biokompost « Anegdoty, 2010-09-05 07:06:42:
[…] Przeczytaj artykuł: Sfery nieuczesane i Janusz Korwin-Mikke (tl;dr) « Biokompost […]
Komentarz: Żelaznywładsson, 2020-12-28 19:46:21:
Link do dowcipu o dyrygentach jest nieaktywny, co powoduje, że lektura połowy komentarzy jest niezrozumiała.
Komentarz: January, 2020-12-28 20:59:51:
O, dziękuję bardzo.
Komentarz: January, 2020-12-28 21:04:30:
Hm, nie mogę znaleźć dobrego linka. Dowcip idzie tak: moskiewski dyrygent mówi, że w jego kraju nie ma antysemityzmu – o proszę, w mojej orkiestrze gra dziesięciu Żydów. Na to dyrygent z Nowego Jorku: a ja nie wiem, ilu Żydów gra w mojej orkiestrze.
Komentarz: wymaganie, 2021-01-18 04:20:27:
Did you mean: you made my day?