Po co jest bibliografia?
- 2 minut czytania - 318 słów [Nauka] , [Mity, legendy i sceptycy]Na obrazku: Howard Frier, 'The Lomborg deception'
Znakomity przykład na to, dlaczego w pracach naukowych umieszcza się spis bibliografii.
Profesor Bjørn Lomborg jest słynnym “klimatycznym sceptykiem”. Ściślej mówiąc, Lomborg nie neguje, że klimat się ociepla ani nawet tego, że to ocieplenie wynika z działalności człowieka. Twierdzi jednak, że globalne ocieplenie będzie miało więcej pozytywnych skutków niż negatywnych. Na poparcie swoich tez Lomborg umieścił w swoich książkach setki odnośników do literatury źródłowej, w tym oryginalnych prac naukowych.
Prędzej czy później to musiało się zdarzyć: ktoś podwinął rękawy i odnośnik po odnośniku sprawdził, czy literatura, na którą powołuje się Lomborg w swojej książce “Cool It: The Skeptical Environmentalist’s Guide to Global Warming” rzeczywiście prezentuje wnioski przedstawiane przez Lomborga. Howard Friel, który poprzednio sprawdzał uczciwość mediów w przedstawianiu rzeczywistości, skonfrontował tezy Lomborga ze źródłami, na które Lomborg sam się powołuje i napisał o tym książkę. Jak się okazało, Lomborg często cytuje prace, które nie tylko nie są źródłem jego wniosków, ale czasem im wręcz zaprzeczają.
Bibliografia w pracach naukowych nie służy ozdobie ani nie wynika z tradycji. W pewnym sensie, bibliografia podpada pod zasadę handicapu: autor, obficie cytując źródła swoich twierdzeń mówi: “patrzcie, wszystkie moje twierdzenia są oparte na solidnych faktach – sprawdźcie, jeśli mi nie wierzycie!”. Gorzej, gdy okazuje się, że autor blefuje. W przypadku pracy naukowej sprawdzanie cytowanych twierdzeń jest zadaniem recenzentów – jeśli autor nagina konkluzje innych badaczy do swojej tezy, recenzenci zazwyczaj mu to wytkną. Książek popularnonaukowych to nie dotyczy.
Friel nie był pierwszym, który debunkował Lomborga (1, 2, 3). Osiągnął jednak coś ważnego: Sharon Begley, dziennikarka z Wall Street Journal, napisała na łamach Newsweeka w recenzji ksiażki Friela:
Nie chciałam być równie łatwowierna co recenzenci, którzy niegdyś wychwalali uczoność Lomborga nie sprawdziwszy, jak się wydaje, źródeł jego twierdzeń. Dlatego nie zaufałam Frielowi na słowo – tak, jak oni zaufali Lomborgowi – i uczyniłam wszystko, żeby sprawdzić źródła twierdzeń Friera.
I o to właśnie chodzi.