Cytat na dziś: Eugeniusz Bobula po raz kolejny
- 22 minut czytania - 4588 słów [Pseudonauka]Crisis of the world science have been occurred evidently. Hence the Author’s results open not only the new areas of culture but also technologies and strategies. Author eliminated the idea of the force from essence of cognition as well as pressure and showed that they are false. (…) Author derived all equations from the energejas conservation principle (generalization of the energy). His works are published in mathematical and philosophical magazines (vide Acta Math. Iagell. Univ., Math. Rev., Phil. Ann. “Ignatianum”). Author explained all phenomenon in nature.
– Znalezione na “Blogu Młodego Fizyka”
Eugeniusz Bobula z AGH tym razem zrobił desant na Instytut Fizyki, UJ. Jako bonus – Nowa Teoria Wszechświata.
I tu mam, oczywiście, pewien problem. Aroganckie, pewne siebie puszenie się Bobuli w połączeniu z pełnym błędów i nic nie znaczącego bełkotu językiem brzmi oczywiście zabawnie, ale ja jednak nie jestem w stanie ocenić, czy wszystko, co pisze, to brednie – dopuszczam możliwość, że za mało znam matematykę. Z tego, co rozumiem, wydaje mi się, że matematyka, którą posługuje się Bobula, jest bełkotem takim samym, jak pozostała część wywodów Bobuli. Cieszyłbym się jednak, gdyby jakiś fizyk lub matematyk przejrzał jego obliczenia i napisał, co o tym sądzi. Facet bądź co bądź publikował w czasopismach naukowych.
Komentarze
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 11:56:08:
http://mlodyfizyk.blox.pl/resource/bobula.png W każdym razie to jest cały jego dorobek, jeśli chodzi o listę filadelfijską.
Komentarz: ztrewq, 2010-02-23 12:03:16:
No i fajno, ale nawet to dowodzi, że zna matematykę lepiej ode mnie – czyli nie mnie naigrywać się z jego równań. Jeśli są takie, jak podejrzewam, jeśli to wszystko jest taki bełkot, jak dowolnie wyrwane z jego prac zdanie, to chyba zglanowanie tego językiem wyższej matematyki nie powinno być trudne?
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 12:29:14:
http://home.agh.edu.pl/~bobula/new_theory_of_universe.pdf
Nie no, to jest bełkot.
Facet bierze jakieś funkcje, które sobie dowolnie nazywa: “p(x,t) is the density of the energetic fluid. v(x,t) is the velocity field of the energetic fluid. p(x,t,v(x,t)) we named as the ‘substantial object’ (momentum of the density).”
Co to w ogóle za notacja? Czy p(x,t) to to samo, co p(x,t,v(x,t))? I niby co to miałoby znaczyć? Zwracam jeszcze raz uwagę na dowolność nazewnictwa: bierzemy to coś i nazywamy “substantial object”.
Potem facet pisze równanie ciągłości dla p (po co? dlaczego?) Robi jakieś przekształcenia, nie wyjaśnia notacji (co to jest xi? co to jest DI?). Z równania ciągłości wyprowadza równanie dyfuzji (banał).
Następnie tadam! wyciąga wniosek: “Hence we get the new conservation law of the momentum for the energetic fluid, which we named the ’ether’. We can see from this that the global system, Aritotle ’ether’, universe, is immobile.”
Ałaaa… :-/ Przy okazji, gdy równanie ciągłości dla p jest takie jak on na początku napisał - zero po prawej stronie, to znaczy że zakładamy, iż p jest zachowane.
Doszłam do str. 5, więcej nie mogę.
Komentarz: ztrewq, 2010-02-23 12:31:52:
O właśnie, dziękuję.
Co do nazewnictwa, to się nie czepiam, ktoś może nazwać coś Suzan, i to nie musi jeszcze oznaczać, że przekształcenia matematyczne są błędne (co nie znaczy, że mają sens).
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 12:39:51:
Ale facet wyciąga później wnioski na temat Wszechświata (!!!). Najpierw nazywa sobie p obiektem materialnym, potem zakłada, że obiekt materialny spełnia, nieprawdaż, równanie ciągłości, a z tego wyciąga wniosek, że wszechświat jest globalnie nieruchomy, a lokalnie ruchomy. Po drodze robiąc jeszcze błąd petitio principii, bo udowodnił zachowanie p poprzez założenie zachowania p.
To NIE jest fizyka.
Fizyka posługuje się na wejściu i na wyjściu wielkościami mierzalnymi. Fizycy, nawet gdy piszą równania o wszechświecie, to definiują konkretnie, co opisują (np. przepływ masy). Możemy zmierzyć masę, możemy zmierzyć objętość. Nazywamy p masą na jednostkę objętości. Piszemy równanie ciągłości. Jest OK.
Natomiast ten facet sam nie wie co opisuje. Zupełnie jak inny bohater mojego bloga, Jacyna-Onyszkiewicz, który sobie za p podstawiał “osobę miłującą”, potem napisał parę równań na p i wyprowadził z tego istnienie Trójcy Świętej.
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 13:12:02:
Aa, pytałam co to wg niego jest p(x,t,v(x,t))… On chyba źle napisał i powinno być p(x,t)v(x,t). Dlatego dalej sądziłam, że mu chodzi o zachowanie p, czyli założenie “zachowania masy”, jak to w wyprowadzeniu równania ciągłości.
Ale teraz widzę, że chodziło o coś innego. On twierdzi, że dostał prawo zachowania p*v (2.10). Więc wycofuję się z tego zarzutu petitio principii.
Tego między (1) a (2.10) nie rozumiem, bo nie wiem co to jest xi, c, DI.
Zresztą, niech ktoś inny sprawdzi.
Komentarz: byte, 2010-02-23 13:20:02:
Fizykiem ani matematykiem nie jestem, ale moje to jest dokładnie to, co masz na tym rysunku.
http://www.netcraft.co.il/blog/wp-content/uploads/2008/06/then-a-miracle-occurs-cartoon.png
Komentarz: byte, 2010-02-23 13:20:41:
Tfu, “na moje”.
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 14:58:41:
W tym tekście Bobuli jest straszny bałagan jak dla mnie. Tak to jest recenzować głupie teksty. Nie wiadomo, do czego się najpierw przyczepić. Przy kolejnym przyjrzeniu się, widzę, że jemu chodzi o to:
Jest jakaś objętość, w poszczególnych jej kawałkach obowiązuje zachowanie “gęstości płynu energetycznego”.
(Stąd działa w nich równanie ciągłości. Oraz dyfuzji, choć nie bardzo rozumiem, skąd on bierze prawo Ficka potrzebne do wyprowadzenia równania dyfuzji.)
Ale uwaga, uwaga! On twierdzi, że w niektórych, bardzo malutkich (miary zero) kawałkach tej objętości (wszechświata, niby) nie działa zachowanie masy i równanie dyfuzji. Dlaczego tak? Czy to założenie, czy wniosek? Chyba założenie, ale to nie jest jasne. Jeśli założenie, to po co? A jeśli wniosek, to z czego?
Te malutkie kawałki tworzą fraktal. Oznaczony w tekście jako \Phi, nie mylić z \bar{\Phi} (bałagan notacyjny). Na tym fraktalu wspomniane wyżej równania działają jego zdaniem, gdy p nie jest funkcją, lecz dystrybucją. http://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_dystrybucji Przyjmując nawet, że z tym zbiorem miary zero to było ot takie arbitralne założenie, to nie wiem, czy cały ten pomysł ma sens. Nie znam się na teorii dystrybucji.
Ale skąd się wziął fraktal? Bobula pisze, że udowodnił to gdzie indziej. [4,5] - odnośniki do jakiegoś pisemka: Soc. Sc. in Univ. Iagiell. „Disp. Acad.”. Nie mam pojęcia, co to jest, google nic nie mówią.
Jeśli Bobula chciałby sobie liczyć coś tam na jakimś patologicznym zbiorze, niech i fraktalu, bo tak sobie założył - to OK. Ale on mówi, że nie zakłada, lecz udowadnia istnienie tego fraktala. To się kupy nie trzyma. Skąd nagle? Jak? Zaczął od założenia, że ma jakąś objętość na której coś liczy, a tu nagle spada mu z nieba twierdzenie, że część z niej trzeba wyciąć, i że jest to fraktal?
Aha, z innych tekstów Bobuli kojarzę, że “masa jest fraktalem”. Ale nie chcę wiedzieć, jak to się ma do tego tutaj fraktala.
Przy okazji, warto popatrzeć na listę bibliografii w tym artykule. Jest np. wspominany przeze mnie na Młodym Fizyku dr Trąbka.
Komentarz: ztrewq, 2010-02-23 15:18:40:
Dzięki wielkie. Wiem doskonale, jak trudno jest recenzować teksty pseudonaukowe i ile to roboty.
Z drugiej strony, wydaje mi się, że trzeba to robić, i to musimy robić właśnie my. Byłoby strasznie fajnie, gdybyś swoje powyższe teksty połączyła i wrzuciła jako notkę na “Młodego Fizyka”. Pseudonaukowe brednie trzeba tępić, ale koniecznie pokazując, na czym polega ich pseudonaukowość i dlaczego są bredniami.
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 16:09:38:
> Z drugiej strony, wydaje mi się, że trzeba to robić, i to musimy > robić właśnie my. Byłoby strasznie fajnie, gdybyś swoje > powyższe teksty połączyła i wrzuciła jako notkę na “Młodego > Fizyka”. Pseudonaukowe brednie trzeba tępić, ale koniecznie > pokazując, na czym polega ich pseudonaukowość i dlaczego są > bredniami.
Musimy? To nie tak, że musimy, tylko - że nikt poza nami (ludźmi znającymi się na matematyce i fizyce) tego nie potrafiłby.
Ale czy musimy, to nie wiem. Nie mam aż takiego poczucia misji. Młody Fizyk jest z założenia dla kolegów z branży. Dla śmiechu, a nie dla nawracania ich, bo oni tego nie potrzebują. A że lubiany jest przez ludzi spoza branży, to już rzecz dla mnie uboczna.
Staram się nie tracić czasu na szukanie i dodefiniowywanie dziur w cudzych pomysłach. W tej książce: http://www.poczytaj.pl/22948 Andrzej Krzywicki, niezły fizyk, pisze o swoich błędach w karierze. To rzadkie i cenne - podzielić się z bliźnimi wiadomościami o własnych błędach. Krzywicki pracował przez pewien czas w jednym instytucie z Feynmanem. Krzywicki miał tendencje do grzebania się w cudzych pomysłach i udowadniania ludziom, że i dlaczego owe nie działają. Feynman powiedział mu: “To najgorsza możliwa strategia dla naukowca.” Złe prace zostaną zapomniane, szkoda energii na obalanie ich. Ci którzy skupiają się na błędach innych, mają pretekst, by nie musieć popełniać własnych błędów.
Oczywiście, ty masz na myśli wytykanie błędów szarlatanom, dla dobra laików, którzy dają się nabrać. Ale to jest tak czy inaczej kwestia tracenia energii. Wolę ją zachować dla siebie, nie mam jej aż tyle, żeby zbawiać ludzkość.
Tu zrobiłam wyjątek z czystej próżności. Depnąłeś mi na ambicję. Skoro już napisałam te parę komentarzy, to pewnie dołączę do Młodego Fizyka.
Komentarz: whiteskies, 2010-02-23 16:48:29:
Istnieje niezerowa mozliwośc ze Bobula jest genialny ;). Ale nawet jesli ten malo pawdopodobny fakt zachodzi, jasnym jest ze geniuszem przez wspolczesnych i potomnych obwolany nie zostanie. Nie wiemy ilu przed Ensteinem odkrylo teorie wzglednosci. Jednak, jesli tacy istnieli, to nie byli w stanie opisac swojego odkrycia w sposob zrozumialy, geniusz Ensteina objawil sie nie tylko w odkryciu, ale rez umiejetnosci podzielenia sie z nim innymi. W krotkim podsumowaniu chce napisac tylko, ze celem Nauki jest nie tyle samo zmierzenie, obliczenie czegos i wyciagniecie z tego wnioskow, ale jednoczesnie zakomunikowanie tego swiatu w sposob dajacy szanse zrozumienia. Biedny Bobula :(
Komentarz: ztrewq, 2010-02-23 20:00:55:
Ale czy musimy, to nie wiem. Nie mam aż takiego poczucia misji.
Zaraz tam – “misja”, tekstów na “Świat – jak to działa” chyba nie traktujesz tylko for teh lulz? Między “for teh lulz” a “misja zbawienia świata” jest jeszcze parę etapów – “przerzucanie gnoju, bo nikt tego nie zrobi za mnie” albo “jak już piszę, nawet dla własnej przyjemności, to porządnie”.
Zresztą, uważam, że za pisanie takich rzeczy mi płacą (zatrudniając w publicznym instytucie naukowym) ew. już opłacili (fundując bezpłatne studia).
Bardzo duży wpływ na mnie miała postać Adama Łomnickiego. Łomnicki powtarzał, że jemu płacą za (a) rozmawianie ze studentami (b) rozmawianie z każdym spoza uczelni, kto zechce go o coś spytać (“jestem jak płatny morderca, robię to, za co mi płacą”). I rzeczywiście, nie zdarzyło mi się, żeby nie miał czasu dla kogoś.
No, ale your mileage may vary. Nie jestem wielkim naukowcem, ale wiem na pewno, że byłbym o wiele jeszcze gorszym naukowcem, gdybym nie miewał studentów i nie ładował się w takie rzeczy, jak ten blog (nb przynajmniej jeden wymierny i bezpośredni pożytek z przygotowywania materiałów do blogonotek już odniosłem).
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 21:27:35:
[cite]Zaraz tam — “misja”, tekstów na “Świat — jak to działa” chyba nie traktujesz tylko for teh lulz? [/cite]
“for teh lulz”… :-))) Nie jestem dobra z młodzieżowych slangów… (tak, sprawdziłam, kto z nas jest młodszy ;-) ;-P )
Wracając do meritum. Wyżej próbowałam to wyjaśnić. Szukanie dziury w cudzych głupich pomysłach to zła strategia dla naukowca - marnowanie energii. Tworzenie i przekazywanie pozytywnej wiedzy - to dobra strategia. Przy czym pierwsze jest łatwiejsze, a drugie trudniejsze. Ta reguła tyczy się też pisania blogów z misją dla ludu.
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 21:28:00:
Jak się tu robi cytaty i linki?
Komentarz: anuszka, 2010-02-23 22:21:19:
Niech tam, zrobię jeszcze jeden test formatowania: Zresztą, uważam, że za pisanie takich rzeczy mi płacą (zatrudniając w publicznym instytucie naukowym) ew. już opłacili (fundując bezpłatne studia).
Muszę spytać w pracy, czy mi płacą za popularyzację. W sumie nie wiem, ale chyba nie? Bezpłatne studia to nam fundowali nasi rodzice ze swych podatków.
Komentarz: M, 2010-02-23 22:58:22:
[quote]Nie wiemy ilu przed Ensteinem odkrylo teorie wzglednosci. Jednak, jesli tacy istnieli, to nie byli w stanie opisac swojego odkrycia w sposob zrozumialy[/quote] Zdaje mi się też, że nie trafili na czas, w którym ktoś chciałby ich wysłuchać.
Przy okazji - kojarzę taką sytuację z biografii Everetta: (przeczytanej w “Wiedzy i życiu” lub “Świecie nauki”, nie pamiętam już) jakiś jego współpracownik w armii (fizyk) powiedział mu, że w czasie studiów razem z innymi naśmiewali się z jego prac bo wydawały im się absurdalne. :P Może więc czasem coś, co z pozoru wygląda głupio, może wcale takim nie być? ;) (nie próbuję jednak bronić dra Bobuli, zresztą się nie znam)
Komentarz: ztrewq, 2010-02-24 07:09:38:
Wyżej próbowałam to wyjaśnić. Szukanie dziury w cudzych głupich pomysłach to zła strategia dla naukowca – marnowanie energii.
W przeciwieństwie do dyskutowania w internetsach, pisania blogów for teh lulz albo i na poważnie, of corz.
Jasne, że najlepsi naukowcy nie marnują czasu na androny. Ale to nie jest tak, że ktoś sobie mówi: chcę zrobić karierę, a więc nie będę marnował czasu na androny, tylko po prostu niewiele go interesuje poza swoją dziedziną. Tak jak w biznesie nikt nie zarobi miliardów, jeśli jego motywacją jest tylko robienie forsy, tak w nauce nikt nie zrobi kariery, dla kogo motywacją jest sama kariera jako taka.
Ale jeśli mówimy nie o debunkowaniu głupot w rodzaju Boboli czy Geierów na popularnonaukowych blogach, tylko o samej pracy naukowej, to umiejętność znajdywania dziur i luk w swoich pomysłach jest jedną z najważniejszych umiejętności naukowca (falsification, not proof). Jednym ze sposobów na ćwiczenie tej umiejętności jest znajdywanie dziur w cudzych pomysłach. Jeśli czytałaś “The double helix”, to chyba wiesz, do czego piję.
Tworzenie i przekazywanie pozytywnej wiedzy – to dobra strategia. Przy czym pierwsze jest łatwiejsze, a drugie trudniejsze.
E tam. Pomijając już to, że mogę się tylko domyślić, czym jest “pozytywna” wiedza, to najtrudniejsze jest pisać ciekawie, nie ważne o czym. Napisanie niusa na podstawie pracy z Nature to taki samograj, że nie marnuję na to swojego czasu; napisanie go ciekawiej niż inni to zadanie ponad moje siły.
Ta reguła tyczy się też pisania blogów z misją dla ludu.
Podaj jakiś przykład blogu z misją, to możemy porozmawiać.
Komentarz: ztrewq, 2010-02-24 07:55:05:
Muszę spytać w pracy, czy mi płacą za popularyzację. W sumie nie wiem, ale chyba nie?
Może sprawdzisz też cele statutowe Twojej instytucji? “Akademia służy rozwojowi nauki, jej promocji, integracji i upowszechnianiu oraz przyczynia się do rozwoju edukacji i wzbogacania kultury narodowej.”
Oczywiście, to nie jest cała prawda, bo nie wszystkim zatrudnionym w PANie płacą za wykonywanie tych statutowych celów – sekretarki nie muszą prowadzić badań naukowych, portierzy nie muszą popularyzować nauki.
Bezpłatne studia to nam fundowali nasi rodzice ze swych podatków.
Cieszę się, że Waszych rodziców stać było na płacenie tak wysokich podatków, że Wam zafundowali z nich studia. Moje studia finansowała z całą pewnością spora grupa ludzi, przeważnie nie mająca dzieci na studiach. Moi rodzice zapewniali mi wikt i opierunek, więc oczywiście nie zamierzam umniejszać ich roli, ale nie ma to nic wspólnego z podatkami.
Komentarz: Rafał, 2010-02-24 08:29:48:
I i tak wszyscy kochamy Bobulę! Świat bez tego pana byłby przecież o tyleż nudniejszy ;)
Komentarz: anuszka, 2010-02-24 09:38:02:
W przeciwieństwie do dyskutowania w internetsach, pisania blogów for teh lulz albo i na poważnie, of corz.(…) W nauce nikt nie zrobi kariery, dla kogo motywacją jest sama kariera jako taka (…) Umiejętność znajdywania dziur i luk w swoich pomysłach jest jedną z najważniejszych umiejętności naukowca (falsification, not proof). Jednym ze sposobów na ćwiczenie tej umiejętności jest znajdywanie dziur w cudzych pomysłach (…) [i jeszcze inne punkty zaczepienia dla kolejnych flejmów - dopisek mój]
Zaczęłam pisać dłuższą odpowiedź na twoje argumenty, ale po chwili wykasowałam, bo zainteresowało mnie raczej, po co mi to wszystko napisałeś? Ja wiem, że lubisz poflejmować. Ale w sumie ja nie lubię dyskusji dla samej dyskusji. Więc konkretnie o co ci chodziło? W sensie: co zamierzałeś osiągnąć, wykazując mi, że i tak marnuję czas w internecie? Chcesz, żebym ci coś jeszcze wytłumaczyła? Chcesz mnie przekonać, żebym coś robiła inaczej? Przestała ci sprawiać dyskomfort intelektualny, umieszczając na Młodym Fizyku teksty o Bobulach bez detalicznej recenzji ich prac? Zmieniła moje poglądy na własną karierę? Zmieniła poglądy na naukową użyteczność debunkowania głupot?
Nie odbieraj tego jako atak (ostatecznie ty też wyjeżdżasz z ironicznymi lulzami i ofkorzami, które mogłabym odebrać jako mniej czy bardziej subtelny atak) - ale interesuje mnie, o czym my właściwie teraz rozmawiamy? Bo jeśli ciekawiło cię, dlaczego nie recenzuję dokładnie wszystkich Bobul, to wytłumaczyłam ci.
Jednak zadałeś mi lawinę kolejnych pytań. Raczej - ukrytych pytań. Argumentów proszących się o odpowiedź. Na które oczywiście mogłabym ci odpowiedzieć, wytłumaczyć mój punkt widzenia. Ale wg mnie nie warto tracić czasu na zbijanie sobie nawzajem argumentów punkt po punkcie. Może ty lubisz piętrową szermierkę, ale dla mnie to mało ciekawe. Tzn. gdyby coś naprawdę cię interesowało, to możemy o tym pogadać - bardzo chętnie. Ale tak dla samego ćwiczenia we flejmowaniu, to mi się nie chce. Od tego mam głupie fora na gazeta.pl.
Komentarz: ztrewq, 2010-02-24 10:41:29:
Więc konkretnie o co ci chodziło?
Sama sobie odpowiedziałaś na pytanie: lubię sobie trochę poflejmować o poranku.
Zmieniła moje poglądy na własną karierę?
Na moje podziękowania i stwierdzenie opatrzone klauzulą “wydaje mi się, że” odpowiedziałaś – przyznaj, że dość autorytatywnie – co jest dobre, a co nie dla kariery naukowej, i że implicite uważasz to, co czasem robię, za marnowanie energii. Po takiej balestrze ucieszyłem się i pomyślałem, że zapowiada się fajny flejm, i że chętnie porozmawiam sobie z Tobą na temat tego, co stanowi o byciu dobrym naukowcem.
Zresztą, w przypadku Krzywickiego (znajdywanie cudzych błędów jako fokus pracy naukowej) to się przynajmniej częściowo zgadzamy. Nadal jednak uważam, że krytyczne podejście do swoich cudzych prac jest praktyczną i potrzebną umiejętnością, którą trzeba ćwiczyć. Uważam też, że warto czasem poświęcić czas na publiczne debunkowanie pseudonauki – jest to tajemne ćwiczenie zakonu Popperian i Empirystów.
Oczywiście, że nie zamierzam próbować Ciebie przekonać, ale chcę, żeby p.t. czytelnicy mojego bloga wiedzieli, że bywają różne spojrzenia na to, co jest ważne w zajmowaniu się nauką, a co nie, i skąd się w ogóle kariera w nauce może brać.
Ale tak dla samego ćwiczenia we flejmowaniu, to mi się nie chce. Od tego mam głupie fora na gazeta.pl.
Nie pójdę na tak oczywistą prowokację – odpowiedź na te dwa zdania narzuca się sama, ale kończy ciekawie zapowiadającą się dyskusję o nauce.
Komentarz: anuszka, 2010-02-24 15:52:54:
Na moje podziękowania i stwierdzenie opatrzone klauzulą “wydaje mi się, że” odpowiedziałaś — przyznaj, że dość autorytatywnie — co jest dobre, a co nie dla kariery naukowej, i że implicite uważasz to, co czasem robię, za marnowanie energii.
Ojej, nie wiedziałam, ze wziąłeś to do siebie! Przepraszam, jeśli tak to odebrałeś, ale mówiłam tylko o mojej energii. Nie miałam zamiaru wypowiadać się o twoich preferencjach i oceniać ich.
Komentarz: whiteskies, 2010-02-24 16:46:29:
@M “Może więc czasem coś, co z pozoru wygląda głupio, może wcale takim nie być? ;)”
Nie musi, ale to na piszacym spoczywa powinnosc JASNEGO wytlumaczenia. I jesli tego nie dopelni, to tak naprawde (spolecznie, dla innych) jego madrosci nie maja ZADNEGO znaczenia.
Komentarz: ztrewq, 2010-02-24 17:52:39:
Ojej, nie wiedziałam, ze wziąłeś to do siebie! Przepraszam
Ależ nie ma za co – ja się ucieszyłem, że będzie jakiś flejm.
Komentarz: ekolog, 2010-02-25 20:17:58:
prostując palce i strzelając w stawach Czy pokątne pisanie bloga, pozwalające na bardziej przystępne rozsiewanie wiedzy i pokazywanie, że nauka to nie tylko “amerykańscy naukowcy w białych kitlach wynaleźli” jest złe? Ja uważam, że wprost przeciwnie. Pomaga pogimnastykować umysł podczas analizy cudzych materiałów ale przede wszystkim (sądzę, że ztrewq ma tak samo po części) pozwala popisać o nauce i poboczach po polsku. Ja się cieszę z tego, że mogę czasem walnąć notkę po polsku z mojej działki, bo nikt o tym w naszym języku nie pisze.
Komentarz: bobula, 2010-04-10 16:45:38:
Przyjacielu drogi, rownania napisane przez Bobule sa rownaniami Eulera,Fouriera , Maxwella. Tylko ze tamte sa sprzeczne. Bobula napisal rozwiazania dystrybucyjne i sprzecznosci zniknely. Jak to milo ze jacys czytelnucy tak eradosnie wyrazaja sie o rownaniach, ktore sluza juz prawie 333 lat. no jak widac mamy bezimiennych geniuszow (no bo nie potrafia sie podpisac)
Komentarz: bobula, 2010-04-10 16:48:52:
Drogi przyjacielu, przeczytaj co Bobula napisal o wszechseiecie. Zadnego wszecgswiata nie bada ale uniwersum. Przyjacielu naucz sie cztac no i podpisywac jesli masz jakies nazwisko
Komentarz: bobula, 2010-04-10 16:52:08:
Drogi przyjacielu aby czytac trzeba najpierw chodzic do szkoly. Tam ucza czym jest pole (w sensie przestrzeni zdarzen) Dopiero pozniej mozna sobie cos wyobrazac. Jacys analfabeci myslA ZE POZNANIE MOZNA SOBIE OPOWIDZIEC. i DOBRZE WIEDZA JAKI JEST ICH POZIOM UMYSLOWY SKORO NIE UMIEJA SIE PODPISAC
Komentarz: bobula, 2010-04-10 17:05:14:
dRODZY pRZYJACIELE dlaczego tak bardzo chcecie sie skompromitowac glupstwami wypowiadanymi na lamach internetu. Podejrzewam, jestescie Prezesami PAN, jestescie Prezesami PAU a nie umiecie czytac. Co gorsza boicie sie napisac wlasnego nazwiska. Czy umiecie sie podpisacv. Przecie kompromitujecie sie nie tylko jako Prezesi. Kompromitujecie Panstwo Polskie, ze na najwyzszych niejscach drabiny naukowej znajduja sie ludzie ktorzy nie tylko pozostaja analfabetami ale nawet podpisac sie nie potarfia. Przecie teksty w internecie przetrwaja w historii. Jaka twarz przyprawiacie polskiej nauce. Polskiemu panstwu. Teksty te niedlugo wydobyte osmiesza caly stan ludzi rzekomo wyksztalconych. Trudno oczywiscie twierdzic ze na tzw. Zachodzie mamy madrzejszych tworcow, ale dlaczego mamy myslec ze na Wschodzie glupszych. Zastanowcie sie co wy mowicie. No i napiszcie gdzie w czasopismach ukazaly sie wasze wywody. Toz dopiero befzie zabawa, ktora osmieszy czasopisma. Gdyz konsekwencje moga byc niublasgane.
Komentarz: ztrewq, 2010-04-10 17:29:21:
“Naucz się cztać”? Od kogoś, kto nie potrafi jednego zdania gramatycznie i ortograficznie napisać? Z drugiej strony – koślawy język przekonał mnie,że mam do czynienia z Eugeniuszem Bobulą, a nie anonimem używającym pseudo “bobula”.
Co do imion i nazwisk, których się Pan domaga – gdyby miał Pan szczątkowe umiejętności posługiwania się Internetem, wyguglanie nazwisk Anuszki i mojego zajęłoby Panu jakieś dziesięć minut, wliczając przerwę na kawę.
Nareszcie przejdę do samej rzeczy. Otóż ma Pan na moim blogu dwie możliwości: ustosunkować się do konkretnych komentarzy Anuszki, albo spuścić z tonu. Na tym blogu nie wystarczy napisać “jesteście nieukami” – trzeba albo podać źródła, albo przystępnie wyjaśnić, dlaczego.
Jak już wielokrotnie wspominałem, z równań Eugeniusza Bobuli nie natrząsam się, ponieważ nie opanowałem matematyki na tym poziomie.
Komentarz: zbi, 2010-04-10 18:54:16:
[komentarz usunięty by ztrewq – zaraz wyjaśnię]
Komentarz: ztrewq, 2010-04-10 19:14:11:
Zbi, mniejsza o okoliczności, gorzej, że kompletnie nie pasuje do tego wątku i do tej noty. Komentarza nie usunąłem (nie mam potrzeby robienia takich rzeczy, chyba jeszcze żadnych komentarzy nie usunąłem), zapisałem go sobie, i obiecuję, że w najbliższym czasie puszczę jakąś notkę “ewolucyjną”, gdzie taka dyskusja będzie pasowała, a jeśli będziesz chciał – to odtworzę Twój komentarz.
OK?
Komentarz: bobula, 2010-06-21 10:25:28:
Drodzy analfabeci, pytacie co to jest zasada zachowania i skad przeksztalcenia. Ano idzcie do szkoly i zapytajcie. Wezmy np podrecznik Teoreticzeskaja Gidromechanika Koczina, ale tez Analiza wielowymairowa Leji czy inne studenckie podreczniki. Moze czegos sie nauczycie. To co napisal Bobula jest w tych podrecznikach wypisane. A co jest nowe to mozna znalezc w pracy Hollyego Teoria dystrybucji. Myslenie jednak jak widac nie ma przyszlosci
Komentarz: ztrewq, 2010-06-21 11:54:11:
Drogi Panie,
teraz będzie bez złośliwości.
Nie jest Pan traktowany poważnie, lecz sam się Pan traktuje z wielką powagą i niestrudzenie sypie Pan komentarzami i notkami – a to znaczy, że jednak zależy Panu na uznaniu. Jednak pisze Pan o sobie w trzeciej osobie (albo liczbie mnogiej) i superlatywach, łamanym angielskim przyrównuje się Pan do Einsteina i Newtona, krytyków zaś wyzywa Pan od analfabetów i odsyła do podręczników licealnych.
Jeśli w Pańskich teoriach jest choćby krzyna sensu, to proszę schować swoją dumę oraz pogardę dla “analfabetów” do szafy, podkasać rękawy i tak długo pracować nad przystępnym wyjaśnieniem swojej matematyki, aż nawet bałwan będzie mógł ją zrozumieć. Wtedy, i tylko wtedy będzie miał Pan szansę na przekonanie innych, że nie jest Pan wariatuńciem od perpetuum mobile. Szkodliwym wariatuńciem, dodajmy, bo pracuje Pan na wyższej uczelni.
Oczywiście, nigdy Pan tego wysiłku nie wykona – bo nawet nie chce się Panu dać angielskojęzycznego tekstu do sprawdzenia komukolwiek, kto ten język zna.
Proszę też uniżenie o powstrzymywanie się od kompromitujących Pana uwag na temat anonimowości swoich oponentów, bo tak się składa, że średnio rozgarnięty dwunastolatek jest w stanie znaleźć ich nazwiska i miejsca zatrudnienia poświęcając nie więcej niż dziesięć minut na gugla. Pan, najwyraźniej, nie.
Komentarz: kremp, 2011-02-18 20:33:42:
Demaskowanie pseudonauki to chyba jest ważne zadanie nauki rzetelnej. Może najważniejsze. We wspomnianym sporze to Andrzej Krzywicki miał racje. On nie był wyrwany z kontekstu społecznego. Bywałem w Jego domu, gdy jeszcze mieszkał w Polsce. Wtedy rozprawialiśmy się z pseudonauką dialektyczną. Pamiętam szlachetną twarz i wielka głowę Kazimierza Ajdukiewicz, któremu po 56 roku pozwolono uczyć logiki na niefilozoficznych wydziałach, gdy ten szlachetny człowiek trząsł się z gniewu, gdy omawiał dialektyczną, marksistowska definicję prawdy, i słówko “rzeczywiście” którego nie miała definicja w jego Polskim Konwencjonaliźmie. Wtedy tak mnie to zdumiało, że do tej pory pamiętam, ale rozumiem, po latach. I podobnie się oburzam teraz, gdy słyszę dialektykę w argumentacji “antysystemowej opzycji” , np. o niemożności demokracji, bo nie ma idealnej równowagi, i takie tam. (Nawet cytaty z Lenina, bez podania źródła). Znajdowanie cudzych błędów to jest główne zajęcie każdego asystenta i egzaminatora. Dla ogromnej wiekszości jest to jedyny dorobek dla nauki, ale jakże pożyteczny; dzięki takiemu ćwiczeniu przechowują w swoich abdomenach coraz bardziej wyświechtaną wiedzę aż ktoś pomysłowy, czy tylko szczęściarz, wyleci z utartej ścieżki i wpadnie na coś nowego. Pseudowiedza i płyciutka wiedza robi od czasów Lenina I Hitlera, dzięki unowocześnianym środkom przekazu, koszmarne spustoszenia. Czy zagrożenie demagią rośnie, czy maleje? Co do tego mają fizycy? A co np. mogą o równowadze w ekonomii wiedzieć ekonomiści, skoro nie mają w programie nauki równań różniczkowych (nie występują niemal w ich teoriach więc są zbędne) ale nie mogą tym samym wiedzieć jak to jest gdy się wie. Można takim ludziom zawierzyć ekonomikę? Fizycy jako jedyni posługujący się rachunkiem i srawdzalnymi teoriami powinni się wtrącać nieproszeni. Piszę to nie w zamiarze misyjnym, ale się wtracam. Może bym tego nie zrobił, ale wróciłem zmęczony po jeździe na łyżwach a fotel zajął kot. A na osiedlowej kilkusetmetrowej kałuży, otoczonej parkiem, gdzie w wiadomych celach tłumy dzieci i rodziców wyprowadzaja psy, na tej kałuży samotnie jeździ na łyżwach dziad, a dzieci się przyglądają. Ja też bym się przyglądał, gdyby jeździł ożyły dinozaur, ale gdybym znalazł w wikipedii, że jest trawożerny, to bym się przyłączył. Dzieci - nie. Dziwne. Kiedyś potrzebny był ktoś z nagrodą Nobla, prawdziwą, z fizyki, aby powiedział co jest bzdurą, bylibyśmy wolni znacznie wcześniej, może teraz też, gdyby noblista jeździł to nawet psy by jeździły, nie tylko dzieci?
Komentarz: tommy, 2012-02-25 17:13:32:
A ja znam dr Bobulę i co?
Bobula matematykiem jest bardzo dobrym a fizykiem bardzo kiepskim!
Jak każdy kto uwierzył w dedukcyjna moc systemów zupełnych i oderwał się od rzeczywistości.
Bobula nie zrozumiał, że matematyka to nie fizyka, a czy Wy rozumiecie gdzie się mylił?
Przecież nie chodzi o notację, większość znanych fizyków posługiwała się swoją własną, którą później “dostosowano” do powszechnie używanej (vide Einstein).
Nie chodzi też o buńczuczne i mitomańskie wynurzenia dr Bobuli, ponieważ pycha, poczucie skrzywdzenia jest nieobce wielu naukowcom, a zwłaszcza fizykom.
To o co chodzi?
Wy demaskatorzy, którzy znacie szkolną matematykę i robicie inkwizycyjną obławę, czy macie sobie coś do zarzucenia?
Kiedyś myślałem, że Bobula jest po prostu chory, i dziś tak samo myślę, ale teraz staram szanować jego pasję, a nawet jego próżność i chęć chwały, bo czy fizycy nie są napędzani próżnością, jak Newton i Einstein, którzy kradli gdzie mogli, aby napchać swoje wielkie ego. Ale czy to ma jakieś znaczenie, kto był ojcem Einstein czy Mileva?
Osobiście przyznaję, że nie lubię takich ludzi jak Bobula, choć żal mi ich jest, są po prostu biedni.
Ale to Wy jesteście naprawdę śmieszni, Wy infantylni krzykacze z kraju na marginesie nauki.
Nawet nie rozumiecie co to jest Lista Filadelfijska, to nie fetysz tylko narzędzie pracy.
Czy nauka w Polsce to kłótnie pomiędzy starym mitomanem a wiecznymi studentami?
Szkoda Waszej energii, weźcie się do pracy i bądźcie twórczy wtedy może współczynnik Hirsha, będziecie mieć przyzwoity.
Pozdrawiam.
Komentarz: szczepan1, 2019-08-15 08:29:50:
Społeczeństwo, w tym ludzie nauki instytucjonalnej, nie zdają sprawy z tego, że istnieją twórcy piszący poezje i prozę w języku matematycznym. Dzieła w/w twórców decydują o przełomach w wiedzy ludzkiej.